Już dawno miałam ochotę wydziergać coś z koralikami.
Co chwilę któraś dziewiarka wodziła na pokuszenie.
Nawet opis chusty z poprzedniego posta kusił dodatkiem koralików, ale świadomie z nich zrezygnowałam. Miałam przekonanie, że w ciepłej chuście będą tylko chłodziły i obciążały udzierg.
Ale już maleńkie koraliki wplecione w czapkę - o, to będzie to!
Na pewnym spotkaniu zauroczyła mnie prototypowa czapeczka Doroty, z koralikami, a jakże! Leciutka, z pięknego merynosowego singla, taka wersja na chłodniejsze jesienne wieczory, zanim przyjdą większe przymrozki.
I kiedy Dorota zdradziła, że wzór się już spisuje, to decyzja o testowaniu Jaipur Hat zapadła natychmiast.
Test właśnie się zakończył, wzór jest już dostępny na Raverly (klik!), a mnie nie pozostaje nic innego, jak pochwalić się moim wykonaniem.
Moja "Jaipurka" to wersja grubsza niż prototyp, powstała z połączenia resztki Socka Malabrigo w kolorze Aquas i niebieskiego moherku z własnego farbowania, pozostałego po wydzierganiu Magnolii. Nitki wybrałam po dłuższym namyśle - pod kolor koralików, których koniecznie-koniecznie chciałam użyć.
To wariant z mniejszej ilości oczek - w opisie wzoru widnieje jako rozmiar dziecięcy ale u mnie jest po prostu z grubszej włóczki. Długość czapki również łatwo dostosować do swoich upodobań, odpowiednio dodając lub zmniejszając ilość powtórzeń wzoru. U mnie mocno skrócona, bo w takich czapkach czuję się najlepiej.
Oryginalnym detalem, który dodatkowo wyróżnia czapkę, jest "magiczny guziczek" - taka alternatywa dla wszechobecnych pomponów.
I jeszcze "Jaipurki portret własny" - jak mówią dziewiarki, na plaskacza ;-)
Czapka już była noszona, sprawuje się bardzo dobrze.
Przyznam, że trochę się obawiałam tego moheru, bo czoło to mój chyba jedyny słaby punkt, jak idzie o gryzienie. Czoło achillesowe? ;-)
Ale jest dobrze - póki co, moherek zachowuje się bardzo przyzwoicie. I mam nadzieję, że w chłodniejsze dni będzie grzał przykładnie :)
Pozdrawiam serdecznie :)