No nuda, znowu to samo.
Ale skoro już zrobiłam zdjęcia z ramach zabawy na Raverly, to tak z kronikarskiego zacięcia wrzucę i tutaj.
Bez długich opisów, bo wszystko co istotne zostało powiedziane już wcześniej.
Z pozostałości, tym razem dłuuuugie. Też nuuuuda, ileż można tak przekładać prawe i lewe, w dodatku metodą rosyjską, której na co dzień nie używam, ale ściągacze wychodzą ładniejsze:
I pamiątkowe zdjęcie rodzinne.
Czy zwróciliście uwagę na akcelerację w młodym pokoleniu? ;-)
Na drutach mam jeszcze jedne, ale raczej nie będę Was już nimi zadręczać ;-)
Zwykłe, szare, grube męskie skarpety do ciężkich butów, robione w dwie nitki Alize Superwash.
Czas najwyższy zmienić tematykę ;-)
Pozdrowienia dla wytrwałych :)
poniedziałek, 10 grudnia 2018
środa, 5 grudnia 2018
Czas skarpetek vol.3. Prządkowo.
Prawie ekstremalnie ;-)
Prawie, bo nie zaczęłam od brudnego runa.
Czysta czesanka z maszyny jest dla mięczaków (no dobra, runo to plany na kiedyś-kiedyś, w życiu równoległym) ;-)
Ale jak się ją własnoręcznie ufarbuje, to może już tak całkiem słabo nie jest? ;-)
Czesanka z runa rasy cheviot w wersji superwash została już dawno nabyta z myślą o męskich skarpetach 'do zadań specjalnych'. Miały być odporne i nadawać się do prania w pralce. Ale z kolorami trochę poszalałam, wylewając na pasma wszystkie niebieskie i granatowe pozostałości z poprzednich farbowań, doprawiając innymi resztkami, na zasadzie - 'co wyjdzie, to wyjdzie, w nitce i tak będzie ciemniejsze i bardziej bure'.
W sumie ufarbowałam tego całe 200 g, co wydawało mi się ilością wystarczającą na dwie pary skarpet. Wydawało ;-)
Single przędłam prosto z taśmy, bez specjalnych zabiegów. Rozdzieliłam tylko pasma wzdłuż na trzy części i zachowałam jeden kierunek - od tego samego końca. Oczywiście nie wyszło jednakowo, bo pasma były zabarwione niejednolicie również w poprzek, ale nie zależało mi na precyzyjnych paskach, bardziej na tym, żeby w nitce "coś się działo" ;-)
Przyznam, że efekt w singlu trochę mnie zaskoczył, tym razem wyszło jaśniej, niż zakładałam. Ale klasyczna trójnitka wymieszała i zgasiła kolory. Na zdjęciach wyglądają na znacznie jaśniejsze, ale taka to już specyfika jesiennego światła.
Nie pamiętam dokładnie, ile metrów było po potrojeniu (zazwyczaj opisuję swoje uprzędy, ale tym razem metka gdzieś mi się zapodziała), ale było to ok. 250 m/100 g.
A to już gotowy udzierg, na zdjęciach wygląda na jaśniejszy i bardziej niebieski, mimo prób z różnymi ustawieniami aparatu. Jesienne światło jest bardzo asertywne ;-)
Wzór na skarpety nieustająco ten sam: 'Mgliste skarpetki' wg Intensywnie Kreatywnej. Wszystkie moje skarpetki powstają wg tej instrukcji i mimo "domowego" (czyli dość luźnego) ściągacza idealnie trzymają się na stopie.
Na skarpety zużyłam 170 g, reszta posłuży na palce i pięty do kolejnych, które pewnie powstaną za czas jakiś. I na pewno następne nitki na męskie skarpety będę się starała prząść grubsze, ale w końcu to moja pierwsza skarpetkówka, więc doświadczenia dopiero nabieram.
W międzyczasie powstała jeszcze jedna nitka, tym razem z rasy eider, ale po tych skarpetkach wiem, że ilość będzie zbyt mała, żeby się zabierać za dzierganie i będę musiała jeszcze coś dokręcić.
A w międzyczasie z drutów zeszły kolejne dwie pary z nitki fabrycznej, a następne w planach. Bliskosiężnych ;-)
Pozdrawiam Was ciepło, w przenośni i dosłownie ;-)
Subskrybuj:
Posty (Atom)