poniedziałek, 30 kwietnia 2012

Nie wiedziałam, że tak potrafię

Zrobić LO'sa na spotkaniu, "od strzału".
I skończyć - no, prawie, bo dwa maleńkie szczegóły dołożyłam już w domu ;-)

Na tym spotkaniu, w gościnnych progach Gizmo i Kamaftut.
Udało się chyba tylko dzięki współpracy koleżeńskiej i przepastnym zasobom pracowni Kamaftut i gizmowego magazynu, dzięki któremu przełamałam zastój twórczy  :)
Ze scrapińcowego magazynu wygarnęłam zielony papier projektu Anai, doszła gizmowa ażurowa rameczka, bezceremonialnie podzielona na cztery kawałki, fragmenty ILS-owego "La maison rose", dekoracyjne taśmy, część stempli też z miejscowych zasobów i burza mózgów.
Fajnie się scrapuje w stadzie :)
Pomysł na wędrujące mrówki zawdzięczam edycie 350, zaś Ludka poratowała mnie kwiatkami ze Scrappo (które też mam, ale oczywiście nie zabrałam). O ogólnie wspaniałej i twórczej atmosferze, którą tworzyła cała grupa, nawet nie wspomnę, bo to oczywistość (koniecznie przeczytajcie relację u Arte!).

Stempli z moich własnych zasobów też nie brakuje, tym razem to gotowce - ILS-owa gazeta, czarne kwiatowe tło Primy i jeden z tych stempli ze Scrappo.

Po powrocie do domu dołożyłam tylko naklejkę-motylka na holograficznym tle i jeden malutki stempelek.
A scrap odzwierciedla moją miłość do konewek - na fotce moje zachwyty nad "pomnikiem konewki" w ogrodzie Hidcote Manor.








































I detale, na których widać, że się błyszczy (holograficzne tło motylka i brokat w kleju), więc zgłaszam scrapa na wyzwanie do ScrapMarketu.



















Pozdrawiam :)

środa, 25 kwietnia 2012

Żółto na zielonym

... czyli seria trzech ATC zrobionych na wymianę Scrapujących Polek.
"Wiosenne Kwiaty" - w użyciu ten papier Galerii RAE.  Z narcyzami trąbkowymi ;)



































































Dziękuję Wam też za wszystkie ciepłe komentarze pod adresem moich zmagań z różem i słodyczą :)
Pozdrawiam :)

czwartek, 19 kwietnia 2012

Moje drugie piętro

 .
"Kiedy odkryjesz, czego najbardziej się boisz..."


Zaczęło się od bloga drugiej szesnaście.
Znalazłam tam mianowicie wzmiankę o tym projekcie wyzwaniowym.
No i rozpanoszyło się w mojej głowie.

Natychmiast zaczęłam się zastanawiać, czego to ja w papierowej twórczości właściwie się boję? Gdzie są moja granice? Złota farba? Nieeee, używałam jej jeszcze w czasach, kiedy jedyną farbą metaliczną dostępną dla zwykłych śmiertelników (czyli mnie) był złotol i srebrzanka, taka do kaloryferów.
Tak - to były takie czasy, kiedy na artystyczne farby akrylowe można było sobie co najwyżej popatrzeć przez ladę. Ciekawe, kto jeszcze pamięta, że te wszystkie artystyczne cuda, które dziś można kupić nawet w dyskoncie, kiedyś były dostępne tylko za okazaniem legitymacji artysty plastyka? Której to oczywiście nie posiadałam, więc dla mnie pozostawał złotol, srebrzanka i lakierowane plakatówki.

Lałam więc już wtedy ten złotol bez opamiętania. Nieco później (już wtedy "było dostępne") - paćkałam akrylówką i naklejałam płatki szlagmetalu. Nie, "złotko" to dla mnie żaden wyczyn. Tak samo, jak wszelkie chlapania, szargania, psikania i maźgania. Dla mnie wyzwaniem może być coś przeciwnego - zrobić pracę czystą i elegancką.

Co mi zatem zostało?
Ano, to.
(A w dodatku "to" w międzyczasie pięknie wpisało się w drugie wyzwanie tego projektu :)  )

A więc - tadam! - moje drugie piętro:






















Teraz będzie przydługie wyjaśnienie.
Kontekst pokazanej tutaj pracy sięga moich czasów studenckich.

Na skompleksiałym po kokardkę kieruneczku, na którym zachciało mi się zdobywać wiedzę, pewnego dnia pojawiło się zjawisko z całkiem innej bajki. Zajęcia z prawdziwym, żywym artystą, wykładowcą prawdziwej, najprawdziwszej ASP. Zajęcia, które wspominam do tej pory jako inne niż wszystkie, otwierające szersze horyzonty.
Były dyskusje o historii sztuki  i o estetyce życia codziennego. O plastyce dziecięcej, o naszym własnym wkładzie w kreowanie otoczenia, o dziełach Caravaggia i o brudnych szyldach. Jedna z rozmów dotyczyła kolorowanek dla dzieci, takich banalnych książeczek, gdzie delikwent miał za zadanie wypełnić kolorami czarno-biały rysunek, odwzorowując kolory z identycznego, kolorowego rysunku ze strony obok.
Zostało.
Od tamtej pory przez całe życie miałam z tyłu głowy, że kolorowanie "gotowca" to coś strasznego, czynność tępa, mechaniczna, wręcz kastrująca - niszcząca świeże, twórcze spojrzenie, tę naturalną potrzebę bycia artystą, jaką każde dziecko najpierw ma, a potem bezpowrotnie zatraca.
A dorosły? ;-)




















Stempelki do kolorowania pojawiły się w moim warsztacie już dobry rok temu, ale nie odważyłam się ich użyć. Aż do teraz.
I - jako skok na głęboką wodę - wybrałam kwintesencję stempelkowatości_do_kolorowania:
Tildę. W różu. Megasłodką.
Wierzcie lub nie, fajnie się ją robiło (choć długo - pewnie przez ten czas zrobiłabym co najmniej trzy layouty).



















I co? Jakoś nie czuję się przez to doświadczenie mniej twórcza. A wręcz przeciwnie - nawet trochę bardziej wyzwolona?  ;-)  :]
Wątpiących, którzy nie wierzyli, że tak też potrafię, informuję, że mała dziewczynka we mnie miewa się dobrze ;-)

Ech, ale się wywnętrzyłam!*  ;-)
A karteczka powstała oczywiście na papierach Galerii RAE, jako moja praca w ramach DT.


Pozdrawiam :)
* O wywnętrzaniu było tu .

wtorek, 17 kwietnia 2012

Ogniście

...i zmysłowo, na najnowsze 12# wyzwanie na blogu Galerii RAE, w którym tym razem należało użyć cyfry lub słowa "jeden". W końcu rocznica zobowiązuje (w tym miesiącu stuknie pierwszy roczek sklepu, jakby ktoś nie wiedział!)  ;-)
Zliftowałam tę kartkę Rae, która z kolei jest liftem tej kartki Camilli.
Z przepięknej kolekcji "Romantyczna i zmysłowa" - na tę jedną kartkę pocięłam aż trzy papiery, wszystkie czerwone. I doprawiłam czerwonym tagiem, oczywiście z kolekcji. :)











































Biały środek kartki również wykleiłam czerwonym papierem, a w środku kartki umieściłam tag z cytatem:



















I jeszcze zbliżenie na świeżo wyciachany stempelek (i na mój ukochany magnoliowy wykrojniczek):


















A to już stempelki rodzinnie, w całej okazałości (wzór zaczerpnięty stąd) :


















I na koniec muszę podziękować za wyróżnienie, jakie otrzymałam od edyty350.
Baaaardzo mocno spóźnione, ale pamiętam i dziękuję :*. Nie czuję się na siłach przekazać dalej, bo jak miałabym wyłonić tylko kilka spośród tych wszystkich niezwykle kreatywnych osób, do których zaglądam? No, nie da się przecież :)
A wynurzenia o sobie... Może kiedyś, w realu, przy kawce i ciasteczku... ;-)
A banerek wyróżnienia wygląda tak:



Pozdrawiam
i zapraszam do udziału w wyzwaniu :)
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...