No i poległam w walce z materią.
Zachciało mi się spróbować przeszyć w scrapie, więc - nie bez wewnętrznych oporów - wywlokłam staruszkę pseudosingerkę na światło dzienne. Niestety, próba szycia papieru zakończyła się kłębem splątanych nici po lewej stronie. Pewnie da się coś tam ustawić, jakieś naprężenie nici albo co.
Tylko do tego potrzebna by była instrukcja, która... hmm... no... gdzieś jest.
Gdzieś.
Kto widział moje odwiecznie zakurzone sterty książek, z których część od lat nie opuściła kartonów, zrozumie złowrogi sens tego słowa. Nie. Nie będę kopać w tej makulaturze.
Nie będzie przeszyć, przynajmniej na razie.
No, chyba że jakimś cudownym zrządzeniem losu natknę się na tę nieszczęsną instrukcję...
Za to dzisiaj inchies, zrobione na wymianę z Martyną na Scrapujących Polkach.
Miały być różowe - potraktowałam to jako dodatkowe wyzwanie, bo róż rzadko pojawia się w moich pracach. Niektórzy nawet wątpią, że potrafię zrobić coś różowego ;-)
Mixmediowo wyszło - użyłam gazety, białej akrylówki, fragmentów serwetki, metalowych elementów biżuteryjnych, maszyny do pisania i 4 szt. różowych mikrokulek (tak, tak, nawet je trochę widać w oczku kwiatka). Tudzież znanego cytatu Gertrudy Stein. ;-)
A do mnie od Martyny przyleciały takie słodkości . Opakowane tak pięknie, że aż szkoda było otwierać - musiałam zrobić zdjęcie przed otwarciem paczuszki:
Pozdrawiam :-)
już "niewiemktóryraz" dzięki za wspaniałą wymianę :)
OdpowiedzUsuńPrzepiękne inchies !
OdpowiedzUsuń