poniedziałek, 31 października 2011

Stemploza

Obiecałam :) 

Podobno współczesny człowiek szybko się nudzi i nie jest w stanie przyswoić długich tekstów. No to się potestujemy :] 

Dzisiejszy post będzie baaardzo długi.
Fotki stare, które od początku mojej stemplozy publikowałam na forum - przepraszam za jakość, gdybym chciała je wszystkie robić od nowa, to ten post by nigdy nie powstał.  :) 

Stemple pokażę mniej więcej chronologicznie.
Pierwszego nie pokazuję, bo nie ma się czym chwalić ;-)
Ten jest drugi:




Pierwsze stemple wycinałam w gumie do mazania, jeszcze bez dłutka, samym skalpelem. 
Trzeci stempel w kolejności to moje ukochane koty wg Steinlena.  
Musiałam, po prostu musiałam mieć ten motyw: 




A potem już było dłutko i prawdziwe bloczki. I kolejny kot Steinlena, i koronka. Ta sama, co na tym notesie :



Na pewno poznajecie motywy, które można kupić jako gotowe stemple.  
Teraz można - wtedy można było, ale pomarzyć. Albo sprowadzać z zagranicy. Prościej było zrobić :)
Więc sobie zrobiłam podobne.

A koronkę... to ja pierwszą zobaczyłam na flickrze. Tam dopiero są cuda! Jak zaczęłam oglądać, jakie rzeczy ludzie w gumie wycinają, to na dwa dni umarłam dla świata. Wsiąkłam na dobre, no i postanowiłam zrobić własną koronkę - wzór znalazłam na jakimś zdjęciu prawdziwej starej koronki, trochę uprościłam - i dało radę. Wbrew pozorom koronkę wycina się łatwo, tylko to paskudnie nudna robota, bo stale jednakowe dziurki.  






















A to - to chyba moje największe osiągnięcie. I nie "jak do tej pory", tylko w ogóle  :)
Nie będzie powtórki, wycinałam to tydzień i miałam serdecznie dość.
Ale mam najlepszy na świecie stempel z tłem.

























































































I jeszcze ptasiorek, który ostatnio grał główną rolę w tym tagu (a skrzydełko w tym niebieskim też mojej roboty) :
























I jeszcze taka "fotografia rodzinna" kilku nowszych,z  których część już wystąpiła w pracach na blogu. A resztę można obejrzeć w różnych postach pod etykietą stemple


















I jeszcze trochę informacji dla tych, którzy chcą sami spróbować:

Chyba najlepszy tutorial, jaki spotkałam w sieci:
http://blogdelanine.blogspot.com/search/label/handcarvedstampstutorial

I o narzędziach:

Nie spotkałam jeszcze w Polsce naprawdę dobrych dłutek do stempli, "stemplarze" z netu używają dłut i bloczków Speedball, ale te trzeba by ściągać ze Stanów. W podlinkowanym powyżej tutorialu też można zobaczyć dobre narzędzia i bloczki, niestety - u nas niedostępne - i raczej to się nie zmieni.

Najczęściej więc rzeźbię w tym: 



















Używałam też bloczków Artemio, które mają tę zaletę, że kleją się do bloczka akrylowego. I wadę: nie są dostępne od ręki, czasem udaje się zamówić przez sklepy scrapowe. Dla mnie sprowadzała je niezawodna Miako.
Ostatnio duże stemple naklejam po prostu na bloczek za pomocą tworzywa Tack-and-Peel, które pojawiło się w kilku sklepach.


Dłutko, którego ja używam, to kupione w sklepie dla plastyków dłutko do linorytu z wymiennymi końcówkami. Tylko ja swoje musiałam solidnie stuningować, bo mi w tym zestawie brakowało cieniutkiego linearnego, a te, które wydawały się cienkie, były bardzo głębokie i darły bloczek. Zmieniłam kształt i mocno spiłowałam "łódkę" na wysokość, a potem oczywiście musiałam wszystko porządnie naostrzyć, co polecam od razu, żeby uniknąć rozczarowania. 
W dodatku w praktyce używam tylko tego jednego ostrza, bo mi się nie chciało bawić z pozostałymi. 
Kiedyś zrobię sobie jeszcze szerokie, do wybierania większych powierzchni.

Tuning robiłam tarczą ścierną na mikrowiertarce (Dremel). Nie mając takiego narzędzia, można to samo osiągnąć pilnikiem do metalu (trochę żmudne zajęcie, ale się da), dobrze byłoby mieć też drobnoziarnisty pilnik iglak, żeby wybrać zadziory od środka. Ostateczne ostrzenie robię papierem ściernym, gradacją  400 i 1000. No i co jakiś czas, po paru wyrzeźbionych stemplach warto dłutko podostrzyć najdrobniejszym papierem, bo nawet miękki bloczek po jakimś czasie tępi narzędzie. Ale ogólnie stwierdzam, że stal w tych dłutkach jest nie najgorsza, skoro długo trzyma ostrość przy mojej eksploatacji.

Na pierwszym zdjęciu oryginalne dłutko przed zmianą kształtu: 




















Po moich zmianach:


















Przed:







Po:























Mam nadzieję, że widać, na czym polega zmiana kształtu. Może to "moje" nie wygląda specjalnie elegancko, ale funkcjonalnie jest OK - najistotniejszy efekt tych zmian polega nie na grubości linii, a na możliwości pracy np. bokiem ostrza, pod skosem, w innych pozycjach niż tylko równolegle do bloczka - to pozwala na uzyskanie efektów bardzo cieniutkich kreseczek, cieni, punktów.  

I co chcę powiedzieć na koniec: odwagi, dziewczyny ( i chłopaki) ! 
Dłubanie stempli nie jest trudne. I wbrew pozorom wcale nie takie pracochłonne, przynajmniej jeśli chodzi o małe, proste wzory. Czasem patrzę okiem "stemploróbcy" na niektóre wzory gotowych stempli i widzę, jak bardzo są prymitywne i toporne, jak mało skomplikowane mają linie, wreszcie - jak łatwo, nawet początkującemu bez dobrych narzędzi, byłoby wyciąć samemu podobne, a nawet ładniejsze.

Ktoś dobrnął do końca? ;-)




Z ostatniej chwili:

W sklepie "Na Strychu" pojawiły się akcesoria do rzeźbienia stempli. Można dostać kilka wariantów bloczków
i różne ostrza do dłutek - znajdziecie je w zakładce "Akcesoria do stempli"  a w zakładce "Narzędzia" znajdziecie same obsadki. 
Mam nadzieję, że te cuda będą już na stałe w ofercie i problem z materiałami odejdzie w niebyt :)

środa, 26 października 2011

Październik ma trzy końce

... a przynajmniej trzy końce ma tegoroczny październik.
Koniec własny - i dwa końce scrapowe.
Jeden ostatnio pokazywałam, strasząc przy okazji co poniektórych.  ;-)
Dzisiaj drugi - na który czekałam długo. Dwa lata.
I mogę wreszcie napisać z ulgą: kooooooniec!
Wreszcie kooooniec!!!

Dwa lata wlokącej się niemiłosiernie 19 edycji wędrujących albumów na forum Scrappassion dobiegło końca.
Poniżej ostatni, czternasty wpis, do albumu joanx "Imprezowicz" (czyli przepisy na płynne i stałe atrakcje imprezowe).
Jednym z wymogów było utrzymanie jednolitości wpisów - jak dla mnie, wymóg mocno podcinający skrzydła. Cóż, starałam się, jak mogłam...





























Nie mogłam sobie jednak odmówić małego "doprawienia" upichconej potrawy  ;-)



















I nie mogę sobie odmówić kropli goryczy na koniec.
Zaczynając tę wymianę nie byłam jakoś szczególnie do niej przekonana. Ot, dałam się namówić, mimo poważnych wątpliwości.
Uczestniczek było 14. Za dużo, co najmniej o połowę za dużo jak na tak duże przedsięwzięcie.
Po paru tygodniach początkowego entuzjazmu cały zapał z uczestniczek wyciekł jak woda z dziurawego wiadra. Albumy utykały na coraz dłużej, wątek na forum zamierał, część osób zniknęła z netu (były nawet takie, które przestały dawać jakiekolwiek znaki życia, unikając całkowicie kontaktu).

Mój album zniknął - jak się potem okazało, utknął u jednej z osób na 1,5 roku. Miałam szczęście, kilka dni temu dzięki Miszelce udało się go odzyskać i wrócił do mnie z połową wpisów. Cieszę się, że jest ich choć tyle. Mogłam, oczywiście posłać go dalej, ale...
No właśnie. Sama miałam serdecznie dość tej "zabawy", więc niech inni nie czują się w obowiązku robić czegoś, na co nie mają już ochoty.
Z ciekawości zajrzałam do wątków innych tego typu wymian - nasza i tak wyszła całkiem obronną ręką.
Jak do tej pory nikt się nie pokłócił, nie doszło do konfliktów, nikt na nikogo się nie obraził, chyba żaden album nie zniknął na dobre. Jedynie - to część osób zdecydowała, że ich albumy wrócą bez części wpisów, zresztą - jako  pierwsza dała przykład prowadząca edycję, obawiając się, że jej album do niej nie wróci.
U nas chyba największym problemem był brak ochoty na ciągnięcie tego dalej - i zapewne różne sytuacje życiowe i osobiste uczestniczek.

Tak czy siak, teraz wiem, że to była moja pierwsza i zarazem ostatnia tego typu akcja. Co innego wymianki jednorazowe - typu ATC czy inchies, co innego akcje typu Projekt Zeszyt, czy Pudełko Kolażowe.
Ale wędrasiom mówimy stanowcze "NIE!" ;-)

wtorek, 25 października 2011

Finnspiracje

Finnspiracja pierwsza.
Rozpoznawalna, prawda? :)
Będzie więcej.

He he, wreszcie sobie mogę bezkarnie ponaśladować, jako pojętna uczennica  :D
W doklejaniu śmieci w nieskończoność i psikaniu czym popadnie (tak,tak, tutaj użyłam wszystkich psikaczy, jakie tylko miałam) czuję się świetnie. Szkoda, że mi jeszcze sporo mediów brakuje do pełni szczęścia i zamiast przemyślanej kompozycji mamy wielką improwizację.
Nic to - zabawa jest super.  :)














































I szczegóły:




















I jeszcze rzut oka na wnętrze:



















I muszę się pochwalić, jakie cudo dostałam od Konstancji8.
Piękny, niezwykle klimatyczny notesik.
Dziękuję bardzo, raz jeszcze :)

czwartek, 13 października 2011

Kiedyś trzeba zakończyć

Po prawie trzech latach od początku mojego scrapowania podjęłam decyzję:
czas zamknąć Book of Me.
Ciekawe, czy ktoś jeszcze pamięta te wyzwania?
Pojawiły się na forum scrappassion, najpierw jako wyzwania tygodniowe, potem coraz rzadziej, w końcu gdzieś zniknęła założycielka tematu, a wątek został zamknięty. A ja tak sobie nieśpiesznie kontynuowałam wpisy, nawet próbując to podpiąć pod ideę art journala, choć stylistycznie bliżej im było do klasycznych LO'sów w małym formacie. Ostatnio jakoś mi nie szło - może wyczerpała się formuła, a może to ja w scrapbookingu poszłam już dalej?

Dość, że straciłam trochę serce do tego niby-albumu. Zostały w nim dwa puste miejsca na kartach, postanowiłam je więc jakoś tam wypełnić i definitywnie zamknąć tamten projekt.
Tak powstał wpis "Kiedyś i dzisiaj":

















Nie mogłam się oprzeć i użyłam najnowszych nabytków z Craftshow:  pięknego lalkowego borderka ze scrappo i  motylkowego wykrojnika.






















I definitywny koniec, czyli tylna okładka:

















Użyłam tu pewnego bardzo znanego papieru polskiej produkcji, który zmaltretowałam tak, że zupełnie nie widać pierwowzoru.
Używając dużego stempla narożnikowego pokryłam tło w całości bezbarwnym embossingiem, a następnie kilkakrotnie przetarłam białą farbą akrylową, wytarłam całość wilgotną chusteczką, żeby uwydatnić wzory, a następnie papierem ściernym, żeby nadać całości lekko zamszową fakturę. Następnie popsikałam kilkoma odcieniami pastelowych mgiełek, uzyskując efekt przypominający lekko spleśniały kurdyban ;-)
Reszty działań opisywać chyba nie trzeba, bo widać  :)

W każdym razie okładka wędruje na 12-te wyzwanie scrapkowego bloga , tym bardziej, że użyte mgiełki w całości pochodzą z tusiowego sklepu .

I jeszcze kilka zbliżeń:




















A na koniec okazało się, że tylna okładka nijak nie pasuje do przedniej, zrobionej na początku wyzwania.
Cóż - trzy lata scrapowania mają swoje prawa  :)

Pozdrawiam :)

niedziela, 9 października 2011

Warsztatowo

Dawno nic nie pokazywałam, ale to nie znaczy, że nic nie robię. Prace trwają, chociaż nie zawsze scrapowe i wręcz nie zawsze craftowe. Działania prowadzone są intensywnie, a jakże, tylko w "pewnej" odległości od stołu scrapowego, który zarasta... hmmm... nie tyle kurzem, co coraz wyższą stertą różnych rupieci i przydasi. Jeśli już muszę coś na nim zrobić (niekoniecznie scrapowego w dodatku), to odsuwam łokciem naprzykrzające się materiały i robię sobie 20 cm2 miejsca do pracy.

Kilka dni temu zostałam poproszona o zrobienie małej (max 1,5 cm średnicy) pieczątki z logo pewnego stowarzyszenia, która miała posłużyć do stemplowania bloczków na posiłki. Zajęło mi to mniej czasu, niż zrobienie miejsca na stole (metodą wyż/wym.), więc korzystając z okazji wycięłam dla siebie coś nieco większego, na co od dawna miałam ochotę, a wzór leżał przygotowany, nic, tylko odbić i ciąć:






















































"Maleństwo" ma wymiary 10x15 cm. Motyw ledwo zmieścił się na bloczku, a i tak musiałam "obciąć" kawałek ramki z tej pustej strony. Przy okazji mały konkurs: czy ktoś zgadnie, skąd odrysowałam motyw?
Mała podpowiedź dla ułatwienia: szukajcie wśród materiałów do scrapu :)
Dla autora pierwszej poprawnej odpowiedzi przygotowałam małą nagrodę: stempelek z sową, oczywiście wycięty przeze mnie.





















Nie mogę oczywiście nie wspomnieć o efektach Craftshow :)
Jak zwykle: spotkania, gadanie, zakupy, podziwianie prac, brak czasu na wszystko co wymieniłam. Do niektórych stoisk nawet nie podeszłam, w związku z czym wydałam mało, co uważam za ogromny sukces ;-). Obejrzałam wreszcie na żywo fantastyczne skrapy Latarni Morskiej i  nieprawdopodobnie pomysłowe wytwory Mrouh.
Od Mrouh dostałam cudowną magnesikową zakładeczkę, o tę:

















Największym wydarzeniem były oczywiście warsztaty Finn - "Imagine".

Nie miewam na co dzień oporów przed śmieceniem i paćkaniem, ale to, co odbywało się na warsztatach, było wręcz nieprawdopodobne, zważywszy tempo powstawania prac.
Duży szacun dla Finn za sposób prowadzenia zajęć!
Nigdy wcześniej nie udało mi się zrobić jakiejkolwiek pracy (no, może pomijając ATC), w 3 godziny bez przerw, przymierzania, kombinowania, zmieniania po kilkanaście razy koncepcji i kompozycji, rzucania i wracania. Może nie jest ona zupełnie "moja" (a nawet powiem, że jest w niej bardzo dużo Finn, a mało Nordstjerny), może nie jest dobra kompozycyjnie (a nawet wiem, że nie jest), ale zabawę miałam przednią i na pewno mnóstwo rzeczy wykorzystam w przyszłości.




































I na koniec chciałam wszystkich opiekunów (nie właścicieli, bo tego określenia organicznie nie znoszę) kotów, fretek i psów zaprosić na nowe forum poświęcone zdrowemu żywieniu naszych futrzastych podopiecznych.
Zajrzyjcie, poczytajcie - wiedzy, którą tam znajdziecie, nie znajdziecie w reklamie TV ani nie usłyszycie w gabinecie u weta.
Zapraszam do BARFnego Świata  :)
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...