poniedziałek, 10 grudnia 2018

Czas skarpetek vol.4. Nuuuuda.

No nuda, znowu to samo.
Ale skoro już zrobiłam zdjęcia z ramach zabawy na Raverly, to tak z kronikarskiego zacięcia wrzucę i tutaj.

Bez długich opisów, bo wszystko co istotne zostało powiedziane już wcześniej.




Z pozostałości, tym razem dłuuuugie. Też nuuuuda, ileż można tak przekładać prawe i lewe, w dodatku metodą rosyjską, której na co dzień nie używam, ale ściągacze wychodzą ładniejsze:




I pamiątkowe zdjęcie rodzinne.
Czy zwróciliście uwagę na akcelerację w młodym pokoleniu? ;-)


Na drutach mam jeszcze jedne, ale raczej nie będę Was już nimi zadręczać ;-)
Zwykłe, szare, grube męskie skarpety do ciężkich butów, robione w dwie nitki Alize Superwash.

Czas najwyższy zmienić tematykę ;-)
Pozdrowienia dla wytrwałych :)


środa, 5 grudnia 2018

Czas skarpetek vol.3. Prządkowo.


Prawie ekstremalnie ;-)
Prawie, bo nie zaczęłam od brudnego runa.
Czysta czesanka z maszyny jest dla mięczaków (no dobra, runo to plany na kiedyś-kiedyś, w życiu równoległym) ;-)

Ale jak się ją własnoręcznie ufarbuje, to może już tak całkiem słabo nie jest? ;-)


 
Czesanka z runa rasy cheviot w wersji superwash została już dawno nabyta z myślą o męskich skarpetach 'do zadań specjalnych'. Miały być odporne i nadawać się do prania w pralce. Ale z kolorami trochę poszalałam, wylewając na pasma wszystkie niebieskie i granatowe pozostałości z poprzednich farbowań, doprawiając innymi resztkami, na zasadzie - 'co wyjdzie, to wyjdzie, w nitce i tak będzie ciemniejsze i bardziej bure'.


W sumie ufarbowałam tego całe 200 g, co wydawało mi się ilością wystarczającą na dwie pary skarpet. Wydawało ;-)


Single przędłam prosto z taśmy, bez specjalnych zabiegów. Rozdzieliłam tylko pasma wzdłuż na trzy części i zachowałam jeden kierunek - od tego samego końca. Oczywiście nie wyszło jednakowo, bo pasma były zabarwione niejednolicie również w poprzek, ale  nie zależało mi na precyzyjnych paskach, bardziej na tym, żeby w nitce "coś się działo" ;-)


Przyznam, że efekt w singlu trochę mnie zaskoczył, tym razem wyszło jaśniej, niż zakładałam. Ale klasyczna trójnitka wymieszała i zgasiła kolory. Na zdjęciach wyglądają na znacznie jaśniejsze, ale taka to już specyfika jesiennego światła.
Nie pamiętam dokładnie, ile metrów było po potrojeniu (zazwyczaj opisuję swoje uprzędy, ale tym razem metka gdzieś mi się zapodziała), ale było to ok. 250 m/100 g.




A to już gotowy udzierg, na zdjęciach wygląda na jaśniejszy i bardziej niebieski, mimo prób z różnymi ustawieniami aparatu. Jesienne światło jest bardzo asertywne ;-)

Wzór na skarpety nieustająco ten sam: 'Mgliste skarpetki' wg Intensywnie Kreatywnej. Wszystkie moje skarpetki powstają wg tej instrukcji i mimo "domowego" (czyli dość luźnego) ściągacza idealnie trzymają się na stopie.





Na skarpety zużyłam 170 g, reszta posłuży na palce i pięty do kolejnych, które pewnie powstaną za czas jakiś. I na pewno następne nitki na męskie skarpety będę się starała prząść grubsze, ale w końcu to moja pierwsza skarpetkówka, więc doświadczenia dopiero nabieram.
W międzyczasie powstała jeszcze jedna nitka, tym razem z rasy eider, ale po tych skarpetkach wiem, że ilość będzie zbyt mała, żeby się zabierać za dzierganie i będę musiała jeszcze coś dokręcić.

A w międzyczasie z drutów zeszły kolejne dwie pary z nitki fabrycznej, a następne w planach. Bliskosiężnych ;-)

Pozdrawiam Was ciepło, w przenośni i dosłownie ;-)

sobota, 24 listopada 2018

Czas czapek

Czapka z farbowanki pokazanej w poprzednim wpisie już gotowa.



Jakiś rok temu dostałam w prezencie od Dorotki-Knitologa świeżo spisany wzór na czapkę "Bizancjum", jeszcze przed oficjalną publikacją. Dorota idealnie trafiła w moje zapotrzebowanie, bo dzierganych czapek w tym czasie miałam ilość zawrotną: 1.
Tak, dobrze widzicie, to jest cyfra 1.

Zamiar przełożenia wzoru na udzierg jednak odwlekał się w czasie i odwlekał. Nie miałam w zasobach włóczki odpowiedniej grubości, a do zakupów było mi nie po drodze - a to jakieś choróbska mnie tłukły, a to akurat "wyszedł" Rios, który sobie umyśliłam jako pójście na łatwiznę (oryginał Doroty powstał właśnie z tej włóczki), to znowu wymyśliłam, że jak nie ma w sklepie, to sobie stosowną grubość uprzędę - i nie mogłam się zebrać do farbowania czesanki. I tak dotrwałam do lata.
Tak, do lata - bo w lecie, przy okazji pewnego spotkania dziewiarskiego nabyłam białą bazę do farbowania w odpowiedniej grubości, z przeznaczeniem na tę właśnie czapkę.

Ale od nabycia do ufarbowania też musiało minąć parę ładnych miesięcy. Ale to chyba dziwne nie jest, że motywacja do dziergania czapek jest odwrotnie proporcjonalna do temperatury powietrza ;-)



I wreszcie po roku czapka jest.
Jest kolor, jest czapka i jest sesja foto w pięknych okolicznościach przyrody, które nadarzyły się przy okazji.
No dobrze, nie koloryzujmy: fotograf na chwilę wychylił zakatarzony nos na zewnątrz i szybko go schował, wraz z aparatem i równie zziębniętą modelką ;-)


I na koniec gadająca głowa ;-)


To jeszcze kilka szczegółów technicznych:

Wzór: Bizacjum Hat , aut. Dorota Morawiak-Lichota,
włóczka farbowana przeze mnie, 200 m/100 g, zużycie ok. 170 m.
Czapkę robiłam w całości na drutach nr 3, antenkę na 2,5.
Jedyna modyfikacja w stosunku do wzoru to nieco mniejsze nupki.
Osobiście lubię nosić czapki mocno naciągniętą na czoło, ale ta czapka jest na tyle głęboka, że można alternatywnie zakładać ją zsuniętą z czoła, ze "zwisem" z tyłu.

A teraz, moim drodzy, wracamy do dziergania skarpetek ;-)
Zdjęcia niebawem :)

wtorek, 13 listopada 2018

Farbiarsko

Ogłaszam chwilową przerwę w tematach skarpetkowych.
W samym dzierganiu skarpetek również, chociaż na drutach nadal małe formy, a ostatnie skarpetki już obfocone czekają na publikację.
Dzisiaj będzie dużo zdjęć i minimum tekstu. Bo po co pisać o kolorach, skoro i tak na każdym monitorze wyglądają inaczej? ;-)


Żeby nie było monotonnie, chwalę się najnowszym dokonaniem farbiarskim. Tylko jeden moteczek, to prawda, ale z bardzo konkretnym zamysłem.
O zamyśle (i efekcie końcowym) będzie osobno. Teraz tylko szczegóły techniczne włóczki: Arvier, 200 m/100g, 100% merynos. Z przeznaczeniem na czapkę.




Kolor zupełnie nie chce współpracować z fotografią, więc jeszcze takie ujęcie w słońcu:


I już w trakcie zmiany stanu skupienia  ;-) *)


Przy okazji na krzywy ryj załapała się taka jedna zamierzchła farbowanka, powstała ponad rok temu. Lana Gatto Mini Soft, 100% merynos. Farbowałam ją z myślą o teście pewnego sweterka, ale nijak nie chciała się zgodzić próbka, więc odłożyłam na bok, a rzeczony sweterek powstał z innej włóczki.
A moja farbowanka jest w dobrych rękach i mam nadzieję kiedyś zobaczyć na żywo efekty w dzianinie :)




Pozdrawiam Was słonecznie (jeszcze) :)

*) stan skupienia już zmieniony, właśnie się blokuje.

środa, 7 listopada 2018

Czas skarpetek vol.2

Jak napisała (w poprzednim wpisie), tak zrobiła.

A zrobiła skarpetki resztkowe, z pasiastej 'Ciao' Lane Mondial i pozostałości po szarych zwyklakach (szare zwyklaki, moje pierwsze skarpetki po dłuuuugiej przerwie, można obejrzeć tu).

Ale zanim je pokażę, to z kronikarskiego obowiązku najpierw fotka znacznie starszych, bo jeszcze z wiosny, ale ważnych dla mnie skarpeteczek. Skarpeteczek - bo małe i krótkie, takie moje poszukiwania optymalnego rozmiaru.
Powstały z pewnej zielonej eksperymentalnej farbowanki, znajdziecie ją na samym końcu tego wpisu (klik!).


Moteczki, które towarzyszą skarpetkom, już dawno doczekały się przetworzenia w letni sweterek, ale zdjęcia czekają w kolejce na obróbkę i kiedyś się tu pojawią. Pewnie głęboką zimą, jak na letni udzierg i upalną sesję przystało ;-)

A teraz już skarpetki właściwe, świeżo zdjęte z suszarki ;-)



Udzierg (jak na mnie) błyskawiczny - uporałam się z nim w tydzień, łącznie z chowaniem nitek, których w takich kombinowanych skarpetkach jednak kilka jest ;-)

To na dzisiaj już wszystko - obiecany dłuższy post skarpetkowy powoli się tworzy, a na drutach - znowu zajawka czegoś nowego. I znowu farbowanie własne :)

Pozdrawiam Was serdecznie :)

piątek, 26 października 2018

Czas skarpetek

Co tu dużo pisać.
Chłodno się robi - temperatura motywuje do przeglądu włóczek. Coś na skarpetki zawsze się znajdzie. A na dodatek skarpetki są świetnym udziergiem "na przeczekanie". Zawsze jest co przeczekiwać - brak weny, suszące się ufarbki, wędrująca gdzieś tam z daleka przesyłka z włóczką, trudności decyzyjne... I wtedy na ratunek przychodzą skarpetki.

Tym razem na drut poszły resztki po kamizelce. Został mi z niej jeden 100 gramowy motek i przy okazji dojazdu na kilka wrześniowych wycieczek ogrodniczych powstały z niego te oto męskie skarpety:






Ale czas leci i powstają kolejne.
Tym razem znacznie cieńsze i mniejsze, ale za to dwie pary, dla mnie. Surowcem była skarpetkowa Ciao firmy Mondial, bardzo przyjemna w robocie i noszeniu, niestety już niedostępna. Z obu par zostało mi jeszcze po 1/3 motka, powstanie z nich pewnie jakaś wersja kombinowana.
A na razie dwie bliźniacze (no, prawie) parki.

Fioletowa:



I niebieska:





A skoro to czas skarpetek...


...robią się następne.
Tym razem w własnego uprzędu - ale o nich będzie osobny wpis.
Jak zamknę oczka, zblokuję i zrobię zdjęcia, rzecz jasna :)

Wszystkie powstały wg instrukcji Intensywnie Kreatywnej: Mgliste skarpetki

Pozdrawiam Was ciepło :)

czwartek, 30 sierpnia 2018

Art-Deco(mpression) ;-)

Pamiętacie 'Dekompresję' (klik)?

Charakterna.
Półtora roku mi się opierała.
Woziłam ją na różne spotkania, warsztaty, pokazy, dotykałam, głaskałam, oglądałam setki razy ze światłem i pod światło. Niekiedy pytałam ją nieśmiało, czy przypadkiem nie zechciałaby zostać swetrem i czy może zechciałaby jakąś koleżankę do towarzystwa? - znajdę (albo uprzędę) jej odpowiednią partię.
Nie. Nie. Nie.
Nie i już.

Nawet nie myślałam, żeby mogła pójść inną drogą. Sweter i koniec.
Ale ona miała własne zdanie. I któregoś dnia wreszcie do mnie dotarło, że ona po prostu cierpliwie czeka na pewien wzór, który od dawna wisi w moich Ulubionych na Raverly.
Na Secession.



 Od Secesji do Art Deco (i z powrotem) droga przecież niedaleka ;-)


Wzór jest bardzo przyjemny w robocie i przejrzyście rozpisany, ma wersję opisową i schematy, więc każda dziewiarka może wybrać najwygodniejszą wersję. Po pierwszych kilku listkach dzierga się już z pamięci aż do końcowego borderu. Dużym plusem wzoru jest możliwość modyfikacji rozmiaru - ja robiłam wersję M, ale autorka podaje, jak podzielić włóczkę, żeby starczyło na border i można robić dowolny wymiar.



Chusta ma ciekawą konstrukcję - składa się jakby z dwóch ukośników połączonych ze sobą środkowym szwem. A że forma ukośnika jest bardzo wygodna w noszeniu, więc ma szansę zostać moją ulubioną chustą w tym sezonie. Chociaż tak po prawdzie to wszystkie dotychczasowe są ulubione :)



Z niecierpliwości zrezygnowałam z wrabiania koralików - musiałam zacząć już, już natychmiast, czekanie na koraliki byłoby udręką. Drobną modyfikację wprowadziłam na końcu - zamiast gładkiego zakończenia części garterowej dodałam dwuoczkowy i-cord, który ładniej stabilizuje brzeg.



Wzór: Secession Kristiny Vilimaite
Włóczka:  'Dekompresja' ręcznie przędziona z farbowanej i mieszanej czesanki BFL+jedwab Tussah, 630 m
Druty bambusowe KnitPro nr 3

A ponieważ po latach wróciłam do noszenia kolczyków, więc na okoliczność Drutozlotu powstały takie stylizowane moteczki (no dobra, umówmy się, że to moteczki) ;-)


I trochę bardziej "na bogato" -  wersja z kamyczkami.


To co, z kim zobaczę się w Toruniu?
:)
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...