Jak fajnie, że jednak ktoś jeszcze zagląda :)
No to powoli zaczynamy prezentację bohaterów stosiku.
Od przedostatniego.
Bo tak.
Bo sweterki muszą jeszcze poczekać na sesję "na ludziu", a ostatniego udziergu nie mogę jeszcze pokazać.
Bo... bo nie ;-)
Otóóóóóżżżż...
Każdy kiedyś musi.
Każdy kiedyś musi udziergać chevrona. Szewrona, zygzaka, missoniego, w którymś-tam wariancie, po sieci przewala się tego do licha i jeszcze ze cztery ;-)
Mam na myśli ilość wersji ściegu, bo udziergów zygzakowych na drutach i na szydełku jest niezliczona mnogość. A tak naprawdę jest ich jeszcze więcej ;-)
I tak po którymś spotkaniu krakowskich dziewiarek padło na mnie. Idee fixe, sztuka dla sztuki. Jak mus to mus. Szal. Zdecydowałam się na robienie wg wzoru (w zasadzie) o tego: ZickZack Scarf .
Wzór darmowy, do pobrania z Rav.
Robótka spotkaniowo-komunikacyjna. Siedem markerów i można gadać bez pomyłek :)
Pół rządka nawet powstało na placu zabaw, gdzie towarzyszyłam mamie
pewnego małego Obywatela (Marta, wiem, że czytasz i pozdrawiam Cię
serdecznie!). :)
Taka robótka mantrowa i hipnotyczna. Wciąga!
Robisz - i nie możesz przestać. Co się pokaże za zakrętem? Jaki kolor wyskoczy ze środka kłębka? Jak zgrają się dwa rzędy z tymi dwoma poprzednimi?
Tak, bo jasna włóczka to kolejna wersja kolorystyczna Millecolori Baby, tym razem z przewagą chłodnych zieleni. Druga - to czarno-fioletowa skarpetkówka Lang Yarns, zmieniane co dwa rzędy. Millecolori zupełnie nieprzewidywalna - zaczęła się pięknymi turkusami, a potem już każdy rząd przechodził w inny kolor. Groszkowe zielenie, plastikowe błękity, wściekłe szafiry, brązy, jakieś burasy-fiolety. Dwa motki - i oba zupełnie różne, chociaż ten sam numer koloru. Na szczęście czernie i fiolety trochę uspokoiły efekt:)
Zużyłam w sumie 200 g włóczki.
Dziergam bardzo luźno, więc szal wyszedł znacznie szerszy niż u autorki wzoru, za to na długość ledwo-ledwo. Pewnie po kilku praniach się naciągnie :)
Wiecie, jak bardzo się ucieszyłam, widząc w komentarzach znajome nicki, mimo mojego długiego niebytu i tu, i na Waszych blogach. No wiem, że tematyka bloga odjeżdża w kosmos, staje się coraz bardziej nieprzewidywalna. Jak motek Millecolori ;-)
A może kogoś to zmotywuje do powrotu do dziewiarstwa? Albo do nauki? Na spotkaniach co i rusz pojawiają się nowe adeptki dziergactwa, które próbują łapać bakcyla. Może?... ;-)
Pozdrawiam :)
o żesz kurna.. dla mnie to już wyższa sztuka jazdy! przepiękny!
OdpowiedzUsuńDziękuję :)
UsuńA on tylko tak wygląda na strasznie skomplikowany :)
Oczko brzegowe/marker - raz, dwa, trzy, cztery, pięć, dwa razem, raz, dwa trzy, cztery pięć, narzut - marker/oczko brzegowe. Mantra ;-)
Można narzut, ja robiłam dwa oczka z jednego. Wygląd dziurki jest troszkę inny.
No dobra, dodałam od siebie te dwa oczka brzegowe (nie ma ich w schemacie), na końcu i na początku, żeby się brzeg lepiej układał i żeby ładniej dało się ciągnąć drugi kolor tym oczkiem :)
Ale czadowy!! Bardzo mi się podoba:)
OdpowiedzUsuńDziękuję! Zbliża się powoli pora roku na noszenie, to pewnie będziesz miała okazję obejrzeć na żywo :)
Usuńcudne kolorki! aż mam ochotę przytulić.
OdpowiedzUsuńpozdrawiam serdecznie!!
Rysa
:-)
UsuńDziękuję :)
przecudne te udziergi Twoje!
OdpowiedzUsuńnie ma to jak wszechstronny talent - czego się nie dotknie, cuda wchodzą :)
pozdrówka Ewa :)
Dziękuję :)
UsuńAle tak po prawdzie, jak patrzę na udziergi dziewczyn, które nie miały 20-letniej przerwy, to wpadam w ciężkie kompleksy. Z każdą rzeczą uczę się czegoś nowego, a czuję się jak początkująca w tej dziedzinie.
No masz...A ja nie mam jeszcze na koncie chevrona!!! Czas nadrobić zaległości :). Dzięki za link do schematu :)))
OdpowiedzUsuńBierz się, bierz, fajnie się go robi, akurat przed zimą skończysz :)
UsuńMam oczopląsa po gzygzakach, tym bardziej że gzygzaki zaskakująco( jak na Ciebie ) kolorowe. Ilość barw i odcieni jak na dorosłej żmijowskiej. A jak to nie żmija gzygzakowata tylko wąż boa? - strach nosić na szyjce, he, he. Widzę że życiorys jest obecnie w fazie drucianej, skrobnij jednak coś od czasu do czasu jak wygrzebiesz się z wełenki.
OdpowiedzUsuńTabs
E, tam, nie strasz, oswojone i przyjazne zwierzątko ;-)
UsuńDo wściekle fioletowej kurteczki będzie w sam raz. Ale jest coś na rzeczy z tymi kolorami - dziewiarskie towarzystwo jakoś mniej się boi mocnych kolorów, niż zwykłe zjadaczki sieciowych ubranek.
Życiorys to jest w fazie druciano-kamiennej, tylko mi kamolców zabrakło do dalszych prac budowlanych i chwilowo tylko chwasty wydzieram. Ale już dwa języczniczki z moich siewek wyprowadziłam "w dorosłość" i teraz będę się trzęsła o nie przez całą zimę. "...chcesz być sfrustrowany całe życie, zostań ogrodnikiem". He he.
Wygląda na bardzo milutki i cieplutki.
OdpowiedzUsuńNa ambitne rzeczy się nie piszę ale jakiś szaliczek może ...
Elwirko,tak, tak, tak!
UsuńSzaliczki i chusty to takie fajne, relaksowe robótki, nie trzeba się zastanawiać nad rozmiarem, robić próbek, przeliczać itd. A na dodatek nie walą po kieszeni ilością koniecznych motków ;-)
Wygląda szałowo. Co jak co - ale w jesieni i zimie uwielbiam szale, szaliki, wszelkie te cudnie miękkie dodatki na szyję.
OdpowiedzUsuńPrzyjmujesz zamówienia? ;)
A wiesz, że ja nigdy nie lubiłam szali i dopiero teraz wiem, dlaczego. Bo były z akrylu! Wolałam marznąć albo zapinać się pod szyję. Dopiero jak zrobiłam pierwszy, z 100% merynosa i zaczęłam go nosić, to mi się odmieniło. A ostatnio zaczyna mnie nachodzić ochota na zrobienie chusty, co jeszcze niedawno wydawało mi się zupełnie bez sensu. Magia naturalnych włókien, ot, co :)
UsuńA temat robienia na drutach na zamówienie, za kasę, powtarza się na większości spotkań dziewiarskich. I konkluzja jest zawsze ta sama: to nie jest pole dla komercji. Warto robić dla siebie, dla najbliższych, czasem (z naciskiem na 'czasem') na prezent dla kogoś, kto doceni wartość pracy i materiału. Osoby niedziergające wybałuszają oczy, słysząc cenę dobrej jakościowo wełny, a jak jeszcze dojdzie do tego zalecenie prania w rękach (nie programu prania ręcznego w pralce, tylko w rękach, własnych, tych prawdziwych), to już nawet nie trzeba tłumaczyć, ile czasu zajmuje wydzierganie np. swetra. Bo jak to, w ręęęękach?!!
Ale może dzięki temu dziewiarki w większości (te, które znam, przynajmniej), są bardzo życzliwie nastawione do innych dziewiarek, do początkujących, co łapią bakcyla, jakoś mniej jest takiej typowo craftowej zawiści, jak w decu czy scrapie. Może dlatego, że początkujące dziewiarki uczą się z myślą o ciuszkach dla siebie i dla swoich dzieci, a nie o sprzedaży swoich prac. Rany, ale się rozpisałam ;-)
Pięknie się rozpisałaś i myślę, że masz bardzo dużo racji. Parę rzeczy udziergałam w życiu na własny użytek i wiem, że gdyby to tak teraz próbować przeliczyć na przykład na roboczogodziny... oj. trudno by się było wypłacić.
UsuńCo ciekawe - ja w scrapowaniu mam podobne podejście. Kartki dopieszczam, robię po 2-3 godziny. Scrapa na przykład 6-7. I jak to potem przeliczać na pieniądze? Dlatego nie staram się na nich zarabiać. Robię dla siebie i dla znajomych i odpada mi problem rywalizacji w tym zakresie ;)
Ale inna sprawa, że z praniem ręcznym też mam zwykle problem ;) Ech. człowiek się przyzwyczaił do techniki zanadto...
Piękny wzór i obłędne kolory! W takim szalu, chłody nie straszne :)
OdpowiedzUsuńDziękuję :-)
UsuńSzal już teraz przeszedł chrzest bojowy i dokładnie - z takim "sprzętem" chłód nie ma szans :-)