Rewolucja. Pełzająca ;-)
Jestem, żyję, działam.
Przerwa w blogowaniu to wypadkowa małej rewolucji, jaką przechodzi mój cyfrowy mikroświatek, letniego niechcieja fotograficznego, pogody, która niezbyt sprzyjała fotografowaniu udziergów, za to bardzo sprzyjała pracom ogrodniczym - i paru innych czynników, którymi nie będę zanudzać ewentualnych czytelników, o ile jeszcze jacyś się ostali :)
Nie bawię się ostatnio papierem (spokojnie, to przejściowe), nie zaglądam na blogi scrapowe, nie wiem, co się dzieje w papierowym światku.
Tym bardziej niespodziewanie dla samej siebie zajrzałam na bloga Anai w nowej odsłonie - i zmotywowało mnie pozytywnie (Anai, za "wyklejanki z papieru" masz u mnie plusa na pół strony A4!).
I tak: będą zmiany na blogu. Pełzające. Niektóre już są. Znajdź 5 szczegółów... ;-)
No dobrze.
Przez lato udziergał się poniższy stosik. W kolejności od góry, jak widać. Sweter z farbowanki (klik), letni kardiganik wg anglojęzycznego wzoru i dwa najnowsze udziergi zygzakowate. Będą zdjęcia, będą.
Też nie naraz, trzeba je zrobić, obrobić, opublikować. Łoj...
A w ogrodzie też mała rewolucja. Nie napiszę, że pełzająca, żeby w złą godzinę nie było - pełzało w nadmiarze w ubiegłym roku, może wystarczy ;-)
W ramach rewolucji m.in. takiego gościa odkryłam, dobrze schowanego pod lnicą, która zasiliła kompost. Zdążył się wysiać, urosnąć i już ma zarodniki:
Pamiętacie Maleństwo?
Jest już dorosłe i postanowiło zostać dziwolągiem ;-)
Zdjęcia "po całości" nie będzie, bo światło nie takie. Może kiedyś :)
A w murku, który powstał z tej ruinki, odkryłam ostatnio takie przedszkole (wiem, zdjęcie takie se, ale chwilowo takie musi zostać):
To tylko grupa średniaków, starszaki i maluchy nie zmieściły się w kadrze ;-)
Na razie tyle. I tak byłam nieziemsko cierpliwa (blogger dzisiaj nie chciał współpracować).
Będę się starać, żeby bywało nawet niezbyt wiele, a częściej.
Pozdrawiam :)
Ha, ale się nakociło tego zielonego. Ten z marsjańską łapką ( trzy paluchy ) wybitny! Udziergi podziwiam, pracowitości zazdraszczam, rewolucja niech sobie pełza ( może kumkać czy cóś, byle nie syczała - nie lubię jak pełza i syczy ).:)
OdpowiedzUsuńJest ich jeszcze więcej (nałóg, nałóg!)z zakupów i z siewu. Wysiew wciąga - wizja, którą roztoczyłam u Ciebie na blogu staje się przerażająco realna: w tym roku zarodniki mają nawet 'Crispum Moly', 'Angustifolia' i 'Undulatum muricatum'. To jak nie podjąć rękawicy, no jak?!
UsuńA pełzające może sobie syczeć, byle nie mlaskało ;-)
aaaaaaa! Ależ się cieszę! I całkiem serio pękam z dumy, że miałam jakiś malutki udział.
OdpowiedzUsuńI nagle zawładnęła mną wizja jesiennych wieczorów przy kominku i dziergania czegoś miękkiego i różowawego. Całkiem przyjemna wizja :D
O, ja się cieszę tym bardziej :)
UsuńDziergnij coś sobie, dziergnij - przyjemność noszenia naturalnych włókien jest tak wielka, że nawet pranie w rękach uznałam za akceptowalne. A ostatnio pojawiają się coraz to nowe polskie, autorskie farbowanki w bardzo inspirujących kolorach, problem co wybrać :)
no właśnie przeraziło mnie, że to może być kolejny zbyt czasochłonny temat, który zapragnę zgłębiać - takie farbowanie. I że zdecydowanie szybciej i taniej byłoby kupić coś ładnego i gotowego. Będę szukać!
UsuńNa początek na pewno lepiej kupić gotową włóczkę - widzę to z własnego doświadczenia. Własne farbowania najczęściej padają ofiarą perfekcjonizmu - moje zielenie farbowałam w trzech rzutach. A pierwszą robótkę po długiej przerwie najlepiej zacząć, skończyć i nosić. I w międzyczasie motywować się do kolejnej :)
UsuńWłaściwie każdy dobry sklep internetowy ma w ofercie zagraniczne włóczki ręcznie farbowane, własne farbowanki mają Zagroda, 7oczek, magicloop, decorehand, Włóczki Warmii i pewnie jeszcze kilka innych. Na pewno coś Ci się rzuci w oczy :)
Ale zabawa z farbowaniem naprawdę jest świetna, zwłaszcza ten element niepewności, co wyjdzie :)
Piękne udziergi! I widać, że pracochłonne też były... Aczkolwiek niezmiennie tęsknie za Twoimi Ateciakami...Wyklejanymi tak niepowtarzalnie....
OdpowiedzUsuńDziękuję :)
UsuńDo ateciaków pewnie wrócę w pierwszej kolejności, jak mnie najdzie na papier, bo ten gatunek jakoś mnie najbardziej pociąga. Ale na razie druty mają pierwszeństwo, bo ich ogromną zaletą jest mobilność, wtykam do torebki i zabieram gdzieś w świat między ludzi, nie muszę ślęczeć przykuta na moim strychu ;-)
Ależ ta lwica , ups lnica wykarmiła maluchów , słodziaki. Za to ręczne pranie to Ci się medal należy :-)
OdpowiedzUsuńElwirko, medal to mi się należy za wieloletnie samoudręczenie noszeniem plastików i za marznięcie w tychże. Jak skończyłam i założyłam na grzbiet mój pierwszy merynosowy, to do mnie dotarła cała moja głupota: było mi ciepło!! Mając w rękach takie umiejętności, katować się akrylami z sieciówek! O urodzie naturalnych włókien nawet nie mówię, bo jak pierwszy raz zobaczyłam na półce w sklepie wełny ręcznie farbowane to chyba ze dwie godziny przekładałam i wybierałam motki. I wrzucenie raz na jakiś czas udziergu do miednicy nie jest żadnym wielkim wyczynem (zwłaszcza jak porównać to z takim np. przerzucaniem kompostu, he he ).
UsuńA co do maluszków, to ja sama jestem w szoku. Jak nie było siewek, to nie było przez dobre kilkanaście lat, a jak już te Asplenia zaczęły mi się siać, to co chwilę znajduję coś nowego :)
O żesz, sporo tego! Ależ Ty zdolna Istota jesteś:) Nieustannie podziwiam:)
OdpowiedzUsuńDziękuję :)
UsuńTak się to jakoś mimochodem udziergało :)
A mamusia dziwoląga jest Ci znana?
OdpowiedzUsuńNa 90% 'Ramocristatum'. Rośnie nad murkiem pod amorfami, a toto wysiało się dokładnie pod stopniem. No chyba, że to mutant z gatunku, też jest w tamtym rejonie. W tamtym czasie nie miałam jeszcze innych cristatowatych odmian, a 'Muricaty' nie podejrzewam o taki rozstrzał (zresztą nawet nie wiem, czy regularnie zarodnikuje) ;-)
Usuń