Się farbuje.
Kolejność przypadkowa ;-)
Farbowałam podpatrzoną w internetach metodą polewania farbą i grzania w piekarniku bucht zawiniętych w folię. Użyłam uniwersalnych barwników firmy Argus, które wg instrukcji na opakowaniu nie wymagają gotowania.
Nie wiem, czy się sprawdzą, bo nie znalazłam nigdzie opisów farbowania tymi konkretnymi farbami, ale będę zdawać relację po pierwszym-drugim praniu. Na razie wełenka dosycha (zwinęłam w precle tylko do sesji, już z powrotem wróciła na sznurek), roztaczając w domu niezwykle wyrafinowany zapach octu ;-)
Próbki udziergu jeszcze nie ma, bo primo: teraz czeka mnie zwijanie, a bez zwijarki to trochę potrwa, zanim się zmobilizuję, a secundo: leci do mnie zamówiony cieniuteńki moherek, który (mam nadzieję) doda mojej farbowance puszystości.
Mam nadzieję, że doleci przed świętami i spełni oczekiwania (wybieranie koloru przez internet to taka mała stójka z przewieszką).
Będzie się działo :)
Super wyszło! Cudne kolory.
OdpowiedzUsuńA nowy sweterek dla ciebie?
Dla mnie, dla mnie :)))
UsuńKolory (dziękuję za uznanie!) jednoznacznie na to wskazują. ;-)
Oj widzę, będzie się działo;))
OdpowiedzUsuńNooo :)
UsuńJuż się nie mogę doczekać, kiedy zacznę :)
Fajnie wyszło :) Uwielbiam takie pomysły. Ciekawa jestem efektów dziergania.
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
Dziękuję :)
UsuńW planach jest zwykły_zwyklak, najzwyklejszy i najprostszy na świecie - takie lubię najbardziej i najchętniej noszę. Na pewno pokażę efekty, obiecuję! ;)