wtorek, 28 marca 2017

Kroniki prządkowe. Morski ciąg dalszy.

1,5 miesiąca.
Farbowania, rozczesywania, mieszania, przędzenia.
Prób i błędów. Pięknych kolorów i farbiarskich porażek.
Odkładania na bok nietrafionych farbowań.
Szarpania się z filcem i zbyt ciasno zwiniętymi roladami.
Rąk niebieskich od niedopłukanej czesanki.
Kciuka i nadgarstka, które zmuszały do przerwy.


265 g czesanki.
3 kilometry singla.
966 m klasycznej trójnitki.
Dwa motki odmienne w odcieniu, fakturze i grubości.
Satysfakcja.



Przyznam nieskromnie, że o taki efekt od początku mi chodziło. To przenikanie kolorów, którego nie da się uzyskać farbowaniem gotowej nitki. Takie włóczki lubię najbardziej, to nie tweed, nie melanż - w języku, który oddaje wszystkie prządkowo-dziewiarskie niuanse, taką przędzę określa się mianem 'heather'.
Z bliska nitka wygląda tak:


a w bardziej rozproszonym świetle tak:


 i tak:



Moje kolory.
Jednoznacznie morskie, niejednoznacznie zielononiebieskie.
Wspomnienia, skojarzenia, tęsknoty. Od głębi do powierzchni.

*

Mrok i rdzawy kadłub wraku zostały tam, na 60 metrach.  Tu, na trzech, już tylko turkus i złotawe przebłyski słońca. Ekscytacja minęła, została w dole. Teraz kara, pokuta, dekompresja. Dłuży się. Nudzi. Czas się wlecze...
Powierzchnia.
Koniec. Głowa nad wodą, słońce razi w oczy przywykłe do zielonkawego mroku. Pięknie było.
To co, kiedy powtórka?

*



Nitka dostała imię 'Dekompresja'.

T: Dlaczego 'Dekompresja'?
Ja: Bo tak samo się dłużyło. No co, już zapomniałeś, jak to jest?

Kto wisiał, ten wie.
;-)


...

Trochę szczegółów technicznych:

Czesanka BFL farbowana wielokolorowo, mieszana na blending boardzie z farbowaną również przeze mnie czesanką jedwabiu Tussah i wyczeskami jedwabnymi.
Pierwsza szpulka, którą pokazałam tu, to był praktycznie czysty BFL, z niewielką ilością fioletowych wyczesków. Zdecydowanie ciemniejsza i bardziej nasycona, przędziona w miarę możliwości 'woolen'.
Dwie późniejsze to już mieszanka BFL z czesanką jedwabną, w całkiem nieokreślonych proporcjach.
Niteczka wyszła znacznie jaśniejsza i cieńsza niż na pierwszej szpulce, miałam nawet wrażenie, że ta niewielka ilość jedwabiu zdominowała nitkę. Tu już nie dało się prząść 'woolen', materiał narzucał mocniejszy skręt. Postanowiłam uprząść trzy szpulki i skręcić w klasyczną trójnitkę, tym bardziej, że każda szpulka różniła się od poprzednich.

Troiłam na skrzydełku Jumbo (mam! mam! czekałam trzy tygodnie, ale dotarła idealnie wtedy, kiedy była potrzebna - tu muszę podziękować załodze sklepu Hobby Wełna, która bardzo dzielnie przeprawiała się przez zawirowania mojego zamówienia) i większy motek wypełnił dużą szpulę całkowicie. Po stabilizacji mierzy 612 m w 177 g.

"Odpadu" na dwóch ostatnich szpulkach pozostało tyle, że doprzędłam jeszcze resztki pasujących kolorów i podzieliłam to, co zostało na trzy części. Z tego właśnie powstał mniejszy motek, który ma 345 m w 88 g.

A teraz patrzę łakomym wzrokiem na "skutki uboczne", czyli te farbowania, które odłożyłam, bo nie pasowały do koncepcji. Leży np. taki ładny gradiencik i czeka na przerób. A tu właśnie przyszła wiosna, ogród startuje na całego i w dodatku czas zmienili, można (nawet trzeba) dłubać w ziemi do nocy. Ech... ;-).

Pozdrawiam wiosennie :)

* Za uproszczenia z góry przepraszam.

18 komentarzy:

  1. Cudne wyszły te niteczki! Od razu nasunęła mi się myśl, że to nitka kameleon. Kolory ma piękne, nieokreślone. Świetny efekt!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, w każdym świetle wygląda inaczej. Mam plany dorobienia jej jakiegoś kontrastowego towarzystwa, ale obawiam się, że nie będzie to takie proste i pewnie skończy się brązem, który się z tymi odcieniami dobrze dogaduje ;-)

      Usuń
  2. Śliczne nitki! Uwielbiam ten efekt przenikania się kolorów i choćby dla niego w wersji luksusowej (bo ręcznie przędzionej) warto zaprzyjaźnić się z kołowrotkiem. A miękkość tego BFL-a czuć nawet przez ekran komputera :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kołowrotek daje niesamowite możliwości - odkrywam i uświadamiam sobie coraz to nowe. I ma jeszcze jedną przewagę nad dzierganiem - nie generuje UFOków. Żeby zacząć nową nitkę, trzeba uwolnić szpulki :)))

      Usuń
  3. Piękne nitki. Istny majstersztyk kolorystyczny. Koniecznie chciałabym zobaczyć jak będzie się prezentować w gotowym wyrobie. Co z niej planujesz?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Większy motek ma długość chuścianą, a grubość swetrową, więc chyba spróbuję mu coś dofarbować/doprząść kontrastowo do towarzystwa i zrobić coś w kierunku swetra. Mniejszy bardzo mi pasuje na fragment większej, ambitnej ;-) całości - jakiś żakard albo chusta z kilku kolorów. Ale tu słowo kluczowe - "kiedyś" ;-)
      Powinnam zrobić próbkę, ale na razie nie chcę przewijać, bo w zwoju kolory są lepiej widoczne niż w kłębku i jeśli mam coś dorabiać, wolę mieć dobry materiał porównawczy. No i cieszy mnie sam widok moteczków leżących cały czas na wierzchu ;-).

      Usuń
  4. Piękna jest ta nita, wieloznacznie wielobarwna i dobrze, szczere pisząc jest tak urodna że nie wyobrażam sobie jej dzianej, prędzej tkaną. Z czasem jest gupio, nie wiem dlaczego tak usilnie gupoty się trzymajo. Ogród nie zając ne ucieknie, najwyżej z lekka zrośnie ( lekkie zaniedbanie to ostatni hicior, tryndnie będzie ).;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi


    1. Lekkie zaniedbanie? W tej grze to ja już osiągnęłam najwyższy level kilka lat temu, teraz schodzę w dół, jestem aktualnie gdzieś na poziomie syfu standard (pamiętasz moje opowieści o klasyfikacji bułgarskich kibelków w końcówce lat 80-tych? 1.syf standard 2.syf total 3.hipersyf). Jak będę się sprawnie posuwać z robotą, to może w ciągu najbliższych trzech lat osiągnę pożądany efekt "LEKKIEGO zaniedbania".

      I weź Ty mnie nie kuś tym tkaniem, bo już na kołowrotek i farby czasu mam za mało, a warsztat to by mi się nawet i zmieścił w chałupie. A kysz, a kysz.

      Usuń
  5. Kiedy czytam jak prządki piszą o przędzeniu, o tworzeniu nowych nitek, to czuję się taaaka głupia. Ni w ząb nie rozumiem o czym piszecie. Ale za to jakie piękne efekty uzyskujecie. Zazdroszczę tej umiejętności. A kolory, zgaszone, niejednoznaczne oszałamiające. Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. E, zaraz głupia. Ja też jeszcze niedawno nie miałam pojęcia o różnych rzeczach, choćby o tym, że są różne techniki przędzenia.
      A tak naprawdę, to wiele z tych pojęć znasz i wiesz, tylko od drugiej strony, tej dziewiarskiej. Singla chyba każda dziewiarka rozpozna (filcuje się! mechaci! dzianina się skręca w trapez! słaby, rozłazi się! - i jest piękny, najczęściej), a dwu czy trójnitkę to wystarczy trochę w palcach rozkręcić i już wiadomo, z czym mamy do czynienia. Najpierw czesankę skręca się w singla, a potem z tego singla kombinuje dalej ;) Dubel, czyli dwunitka to dwa single skręcone razem. Trójnitka, to trzy, a navajo to łańcuszek, taki jak szydełkowy, o dłuuuugich oczkach skręconych na kołowrotku - też niby trójnitka, tylko powstaje z jednej szpulki, nie z trzech :)
      Tak naprawdę wszystkie to wiemy, mamy to gdzieś pod skórą, w podświadomości, w pamięci kulturowej ;-)

      Usuń
    2. Wiem, że to wykład dla Danonka , ale ja jako wolny słuchacz też chętnie skorzystałam, dzięki szczególnie za to "navajo" (bo słyszałam a nie wiedziałam co to) :)

      Usuń
    3. E tam, wykład jest dla wszystkich, którzy tu trafią :)
      Zresztą, jak tam wykład, w tej dziedzinie to ja mały przedszkolak jestem.
      A w dziewiarskim światku jest chyba jednak więcej różnych "strasznych" pojęć, choćby wszystkie po kolei odmiany rzędów skróconych, techniki dodawania oczek, zszywania z mundrymi angielskimi nazwami. A jak się już rozgryzie, co jest co, to wychodzi, że całe życie tak dziergamy i tylko nikt tego w ogóle nijak nie nazywał ;-)

      Usuń
  6. No Kochana, z taką piękną nitką to Ty będziesz na samym czele naszej karawany pędzącej przez jedwabny szlak. Cuda tworzysz :)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W ogonie, z moim tempem dziergania, w ogonie, o ile w ogóle nadążę, wlokąc w jukach jeszcze ciężką beczkę z farbą :)))
      Tym niemniej dziękuję, bardzo mi miło. W moich zasobach czeka jeszcze dużo surowej czesanki jedwabnej, którą można uzasadnić dołączenie do wyprawy ;
      No i jeszcze te decyzje, najtrudniejszy etap dziergania. Od miesiąca patrzę na tę moją buretę (Campolmi z e-dziewiarki) i jeszcze nie wiem, czy raglan, czy contiguous, czy może jednak rękawy najprostsze z prostych? Może teraz się łatwiej zdecyduję, jak będzie silna grupa wsparcia :)

      Usuń
    2. No Kochana, nie ma co się zastanawiać przez miesiąc... przez miesiąc to byś wydziergała dwie bluzeczki: i raglan i contiquous ;) Do roboty , do roboty ;))

      Usuń
    3. No, roboty to mi ostatnio nie brakuje. Wessał mnie ogród i chyba prędko nie złapię za druty. Kardigan, który miałam nosić zimną wiosną utknął w fazie rękawa i zyskuje szlachetne miano ufoka, a o reszcie nawet nie myślę. Może uda mi się co najwyżej uprząść nitkę BFL z jedwabiem (nie wymaga myślenia, czasem wieczorem siadam i przędę), to będzie jakiś tam mój wkład w karawanę ;-)

      Usuń
  7. Brakło mi słów. Piękne.

    OdpowiedzUsuń