piątek, 3 lutego 2017

Robale mi się zalęgły

Strasznie dużo blogowych zaległości mi się nazbierało. Tyle mam Wam do pokazania, że nie nadążam z publikacją. O zdjęciach nie wspominając, bo zima + stary aparat zupełnie nie sprzyjają akcjom fotograficznym.
I przez to wszystko robactwo mi się zalęgło w tych zaległościach, o takie ;-)




Jak tylko wyschła pierwsza farbowana czesanka, wiedziałam, że nie puszczę jej tak "na żywca" na kołowrotek. To by było za proste, tak zwyczajnie lecieć z taśmy. Ciągnie mnie do mieszania, kombinowania z kolorem. Na każdym etapie, od słoja z farbą przez ciapkatą czesankę do kolorowej nitki.

Nie wytrzymałam, dokupiłam trochę straszliwych narzędzi. Wzbogaciłam się o ręczne gręple i tablicę (blending board), takie małe narzędzia tortur z zakrzywionymi igłami.
Masakrowanie rąk dostałam w gratisie  ;-)

Na tablicy przemieszałam farbowankę z niemieckiego merynosa, którą pokazywałam tu, z białym BFLem i jeszcze odrobiną BFL dofarbowanego na granat. Sama południowoniemiecka wydawała mi się strasznie matowa i przypominała sztywną watę, BFL dodał blasku i jedwabistości. Pod zachwytami prządek nad tą rasą niniejszym mogę się podpisać, tę wełnę pięknie się przędzie i równie pięknie farbuje  :)

Nie mordowałam zbytnio, chciałam, żeby poszczególne pasma koloru pozostały widoczne.
Wyszły z tego takie szare mgły, bardziej wpadające w ochry i oliwki, niż kolory wyjściowe. A jasne pasma "niebieskiej twarzy  z Leicester" ;-) nadały ten perłowy połysk:



A właściwie to mieszałam, przędłam, znowu mieszałam, przędłam - i tak do wyczerpania zapasu farbowanki.



Tym razem starałam się uprząść toto jak najbardziej miękko, mianowanie tego techniką woolen byłoby nadmiarem dobrego samopoczucia, ale starałam się podążać w tym kierunku. W końcu miałam "robale", nie taśmę, napatrzyłam się na filmiki, poczytałam w sieci i przędłam tak, żeby nitka dostała jak najwięcej "powietrza" i była puszysta, nie sznurkowata. Nie starałam się prząść bardzo cienko ani bardzo równo - taki efekt rustykalnej nitki bardzo mi odpowiada.
Wiem, powinnam się poddać presji, uczyć ciągnąć jak najcieńsze cienizny, zgrzytać zębami przy każdej nierówności... a ja się cieszę, że nitka jest taka właśnie zgrzebna i nierówna. Nawet celowo zostawiłam podfilcowane kulki z farbowanki, zamiast je przykładnie wyrywać. Mało tego - tweedów mi się już zachciewa i filmiki podglądam . :)





Wyszło 1,5 szpulki luźnego, puszystego singla.

I efekt ostateczny: 120 g, 300 m podwójnej nitki, poddanej intensywnemu tłuczeniu o wannę, hartowaniu i stabilizacji:



Dubla musiałam niestety podzielić na dwie szpulki, bo zamiast skrzydełka jumbo do grubych nitek wolałam kupić tablicę. Uwierzcie, że przecinanie tej niteczki bolało. Fizycznie, mnie. :(



Kolory bardzo "moje" - szarawe, zmienne, nieoczywiste. Przenikanie tych kolorów jest bardzo trudne do oddania na zdjęciach, nawet na żywo zmienia się zależnie od światła. Ecru, trochę szarych zieleni, oliwki, rudości, blade przebłyski nieba.
Taka jesienna mgła na gorczańskiej polanie :)


I jeszcze w zbliżeniu:


No i teraz niteczka leży, a ja mam problem: co z tego wyjdzie?
Na czapkę za dużo, na mitenki za dużo, na chustę za mało. Otulaczy nie noszę.
Chyba trzeba będzie dorobić kontrastu i udziergać coś większego. Wena kiedyś przyjdzie :)

Pozdrawiam :)

17 komentarzy:

  1. Robale bardzo mi przypadły do gustu, szkoda,że musiałaś je rozciągnąć na maksa;) Ale kolorek przędzy bardzo akuratny:) Już czuję jakie śliczności powstaną:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz jak to jest z robactwem - jak się raz zalęgnie, to się szybko namnaża. Następne będą bardzo, bardzo niedługo. Właśnie dojrzewa świeży materiał genetyczny ;-)

      Usuń
  2. Ło matko, jaka piękna włóczka! Przepiękne kolory!!!! Cieple, zgaszone, mgliste.
    Ponieważ nie przędę, to nie bardzo rozumiem o czym piszesz, na szczęście wstawiłaś zdjęcia i mogłam pooglądać. Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, bardzo mi miło, że Ci się podoba :)
      Zupełnie Cię rozumiem w kwestii nierozumienia, bo ja jeszcze całkiem niedawno też nic nie wiedziałam o takich niuansach. Wiedziałam, że się wyciąga i skręca nitkę, a reszta nie była mi potrzebna. Ale jak teraz zaglądam na blogi do prządek i pojawiają się takie nieznane pojęcia, to wiem, co mam wpisać w gugla, żeby chłonąć wiedzę. To tak samo jak z dzierganiem, mama nauczyła podstaw, ale teraz już same poszukujemy różnych technik i sposobów i końca nie widać :)

      Usuń
  3. Widziawszy, podziwiawszy :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I vice versa :)
      Wiem, że nie Twoje kolory, ale ta bioróżnorodność jest piękna w całej tej zabawie ;-)
      Fajnie nam się złożyło w to sobotnie dziewiarkowe spotkanie, że wyszedł taki "zakątek prządek" :)

      Usuń
    2. Podziwiam Twoja pasję, mnie choćby wir szaleństwa i do dna oceanu hobby wciągnął, to nie umiem sie tak głośno cieszyć jak Ty :-)Obawiam się, że zawojowałyśmy we trzy całe spotkanie , i trochę mnie to gryzie.....

      Usuń
    3. E, chyba aż tak źle nie było, zajęłyśmy tylko malutki kącik na końcu ;-)
      A przędzenie trzeba propagować, bo to fajne jest. Mój mąż właśnie się resetuje przy kołowrotku w towarzystwie południowego Niemca ;-)
      Ja żałuję, że w dziewiarce jest tak mało miejsca, że nie da się tak pogadać "wszyscy ze wszystkimi", bo rozmowy siłą rzeczy grzęzną gdzieś w takich podgrupach.
      A przy okazji - wysłałam Ci link do tweedu na maila z bloga, mam nadzieję, że dotarł?

      Usuń
    4. ja też ubolewam na tym brakiem miejsca

      Usuń
    5. Kiedyś się zbierzemy do kupy i przesuniemy ten regał. Siłom i godnościom osobistom. A potem go przywiążemy włóczką skarpetkową do sufitu, żeby było bezpiecznie i stabilnie ;-)

      Usuń
    6. Hej, dopiero teraz czytam, że wysłałaś mi maila, w rzecze spamu chyba był utonął, poproszę raz jeszcze :-)

      Usuń
  4. Podziwiam wszystkie czarownice, które same przędą i farbują wełnę, to magia , czarodziejska magia:))))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda, właściwie w każdym rękodziele jest coś magicznego, ale w tym akurat ta magia jest taka pradawna i pierwotna. Nawet jeśli zaprzęga się do pomocy nowoczesną technologię, taką jak barwniki anilinowe i mikrofalówka :)

      Usuń
  5. Ależ ja Cię rozumiem z tym zachwytem nad nierównościami :) Czasem mam chęć na subtelną, równą cieniznę, ale równie mocno (no, odrobinę bardziej) kocham prząść takie nitki, jakie surowiec podyktował. Cóż, zdecydowanie nie jestem prządką przędącą pod konkretny projekt dziergany... Te projekty przychodzą same, trzeba tylko poczekać.
    Twoje robale są śliczne i dały piękną, elegancką nitkę. Podoba mi się skręt, puchatość i w ogóle.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie, równe i cienkie oglądam z podziwem, wiem, że kiedyś będę miała taki surowiec, który nie pozostawi wątpliwości, że powinien być cienki i równy. Tak samo, jak wiem, że trzeba doskonalić warsztat i że podstawy są najważniejsze. Ale jak wełna coś sugeruje, to jednak trzeba jej się poddać, bo tworzywo chyba wie najlepiej ;-)
      Tydzień temu rozmawiałyśmy na temat cienkich (i nie) nitek w małym prządkowym gronie: Yadis, klikaf i taka całkiem początkująca ja). M.in. o tym, jak trudno bardziej doświadczonym prządkom przestawić się z cienizn na grubsze nitki, a już zupełnie na yarn arty. Mam nadzieję, że mając tę świadomość, można się starać zachować zdolność do przędzenia różnorodnych nitek. W każdym razie będę próbować.
      A przędzenie (a wcześniej farbowanie) pod konkretny projekt jednak siedzi mi gdzieś z tyłu głowy, tylko zanim dojdę do tego etapu, to jeszcze muszę bardzo wiele kilometrów przepuścić przez skrzydełko ;-)

      Usuń
  6. Ależ nierówności w ręcznie przędzionej niteczce są piękne! Śliczna niteczka! Kolorki bardzo mi się podobają i przekornie kojarzą się z piaskiem na bałtyckiej plaży i kamykami jakie fale na brzeg wyrzucają. Tęsknota do lata się odzywa, jak nic.
    Pozdrawiam cieplutko!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Piękne skojarzenie, takie trochę z przeciwnego bieguna :)
      A w ręcznym przędzeniu właśnie to mnie fascynuje najbardziej - nierówności, faktury i to, że przy pewnym poziomie wiedzy i doświadczenia można mieć wpływ na układ kolorów w nitce. Równą i jednolitą zawsze można sobie kupić w sklepie ;-)
      Ale ćwiczenie podstaw jest równie ważne, mimo wszystko :)

      Usuń