środa, 26 października 2011

Październik ma trzy końce

... a przynajmniej trzy końce ma tegoroczny październik.
Koniec własny - i dwa końce scrapowe.
Jeden ostatnio pokazywałam, strasząc przy okazji co poniektórych.  ;-)
Dzisiaj drugi - na który czekałam długo. Dwa lata.
I mogę wreszcie napisać z ulgą: kooooooniec!
Wreszcie kooooniec!!!

Dwa lata wlokącej się niemiłosiernie 19 edycji wędrujących albumów na forum Scrappassion dobiegło końca.
Poniżej ostatni, czternasty wpis, do albumu joanx "Imprezowicz" (czyli przepisy na płynne i stałe atrakcje imprezowe).
Jednym z wymogów było utrzymanie jednolitości wpisów - jak dla mnie, wymóg mocno podcinający skrzydła. Cóż, starałam się, jak mogłam...





























Nie mogłam sobie jednak odmówić małego "doprawienia" upichconej potrawy  ;-)



















I nie mogę sobie odmówić kropli goryczy na koniec.
Zaczynając tę wymianę nie byłam jakoś szczególnie do niej przekonana. Ot, dałam się namówić, mimo poważnych wątpliwości.
Uczestniczek było 14. Za dużo, co najmniej o połowę za dużo jak na tak duże przedsięwzięcie.
Po paru tygodniach początkowego entuzjazmu cały zapał z uczestniczek wyciekł jak woda z dziurawego wiadra. Albumy utykały na coraz dłużej, wątek na forum zamierał, część osób zniknęła z netu (były nawet takie, które przestały dawać jakiekolwiek znaki życia, unikając całkowicie kontaktu).

Mój album zniknął - jak się potem okazało, utknął u jednej z osób na 1,5 roku. Miałam szczęście, kilka dni temu dzięki Miszelce udało się go odzyskać i wrócił do mnie z połową wpisów. Cieszę się, że jest ich choć tyle. Mogłam, oczywiście posłać go dalej, ale...
No właśnie. Sama miałam serdecznie dość tej "zabawy", więc niech inni nie czują się w obowiązku robić czegoś, na co nie mają już ochoty.
Z ciekawości zajrzałam do wątków innych tego typu wymian - nasza i tak wyszła całkiem obronną ręką.
Jak do tej pory nikt się nie pokłócił, nie doszło do konfliktów, nikt na nikogo się nie obraził, chyba żaden album nie zniknął na dobre. Jedynie - to część osób zdecydowała, że ich albumy wrócą bez części wpisów, zresztą - jako  pierwsza dała przykład prowadząca edycję, obawiając się, że jej album do niej nie wróci.
U nas chyba największym problemem był brak ochoty na ciągnięcie tego dalej - i zapewne różne sytuacje życiowe i osobiste uczestniczek.

Tak czy siak, teraz wiem, że to była moja pierwsza i zarazem ostatnia tego typu akcja. Co innego wymianki jednorazowe - typu ATC czy inchies, co innego akcje typu Projekt Zeszyt, czy Pudełko Kolażowe.
Ale wędrasiom mówimy stanowcze "NIE!" ;-)

5 komentarzy:

  1. nie dziwię się, że jesteś zniechęcona... chyba inaczej po prostu nie można...

    ciekawe przepisy ;) a kolorystyka iście świąteczna :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Hahahaha :) Ja biorę udział w dwóch akcjach wędrasiowych - ciekawi mnie, co z tego wyniknie :) Jedna jest już na ukończeniu :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ciekawy, inspirujący wpis:)

    A jeśli chodzi o wędrasie- mój z ostatniej wymiany wędrował szybko i wrócił szybciej niż się spodziewałam. Wymiana była tak udana, że organizujemy kolejną, świąteczną edycję. Wszystko chyba zależy od ludzi- od tego, jak podchodzą do zobowiązań, bo problemy to chyba każdy jakieś ma...

    Pozdrawiam!!

    OdpowiedzUsuń
  4. A widzisz, ja brałam udział w 4 edycjach wędrujących, dwa albumy przepadły mi całkiem. Dwa wróciły, niekompletne i też z odzyskaniem bujałam się dłuuuuugo. Czasem jak widzę takie akcje to mnie nachodzi jeszcze ochota... ale sobie od razu przypomnę dotychczasowe doświadczenia i ochota znika momentalnie.
    A wpis bardzo fajny, hehe, okienko z imprezą świetne :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Oooooo, a mi zawsze podobały się takie akcje, jak oglądałam na blogach wpisy. Nie pomyśłałabym, że to takie niewykonalne...

    OdpowiedzUsuń