wtorek, 13 marca 2012

Tarnina

Od zawsze (no, prawie zawsze ;-) miałam idee-fixe przetworów z tarniny.

Widok kolczastych krzewów gęsto oblepionych granatowymi, woskowanymi owockami wywoływał we mnie jakieś atawistyczne instynkty potomka kultury zbieraczej. Za każdym razem na widok urodzaju dojrzewających tarek obiecywałam sobie - "wrócę tu po przymrozkach"* - i oczywiście nigdy mi się to nie udawało. Aż wreszcie ostatniej jesieni zrealizowałam  swoją obsesję.

Z wyprawy na tarninę przyjechały dwa wielkie wiadra, z których część przeobraziła się w nalewki, część w soki, a część w produkty eksperymentalne. Od razu zdradzę, że soki znikają błyskawicznie, nalewki to zabawa dla cierpliwych (ponoć warto czekać nawet i trzy lata), a eksperymenty... no cóż, następna tarnina pójdzie w całości na sok ;-)

A fotorelacja z wyprawy na tarninę została również przetworzona, tym razem scrapowo - w "przymrozkowy" albumik, w którym główną rolę grają stemple od RAE.
Bazą albumu jest wspaniały czarny karton o gramaturze 700 g, który kiedyś udało mi się upolować.

Najpierw okładka, przód i tył:

































Skąd wziął się tam rower?
Ano stąd, że najłatwiej znaleźć zarośla tarniny jeżdżąc na rowerach po polnych drogach :)


























Postanowiłam sobie, że albumik będzie zarazem przepiśnikiem, żeby łatwo było do niego sięgnąć przy następnych zbiorach i znaleźć sprawdzone przepisy na soki i nalewki. Dlatego między zasadniczymi stronami znajdują się przekładki z przepisami:



































Przekładki to również gruby, czarny karton wycięty wykojnikami TH.
Dużo stempli od RAE  (koronki) i ze Scrappo (robale), trochę moich ręcznie dłubanych, gizmowe zawijaski, dużo śmieci, różnych resztek i odpadowego papieru.

I mój ukochany, jak zwykle mocno zmaltretowany, papier w kropki:














































Bindowałam oczywiście ręcznie, wycinając dziurki nitownikiem i ręcznie zaginając sprężynę. Bindownicy nie posiadam i jakoś nie odczuwam potrzeby - ręczne bindowanie trwa może trochę dłużej, ale za to pozwala uzyskać pożądaną precyzję umiejscowienia przekładek :)

Jeszcze kilka detali:


































A po szczegółowe materiałoznawstwo jak zawsze zapraszam na bloga Galerii RAE.

Pozdrawiam :)

*Tarninę zbiera się po przymrozkach. Owoce zawierają nie tylko bardzo dużo cukru, ale też ogromne ilości garbników, które powodują, że ich smak jest straszliwie cierpki. Przemrożenie niszczy częściowo garbniki i dzięki temu owocki zaczynają się do czegokolwiek nadawać. Ale, jak się okazuje, przy tych specyficznych owockach nawet to nie wystarczy, ważny jest też sposób obróbki - tradycyjne metody rozsmażania owoców w całości zupełnie się nie sprawdzają. Za to znaleziony w sieci przepis na sok, mimo mojego sceptycznego nastawienia, okazał się strzałem w dziesiątkę (chociaż nie byłabym sobą, nie poddając go małym modyfikacjom).

9 komentarzy:

  1. jak zobaczyłam go u Rae od razu wiedziałam, że Ty go zrobiłaś:D
    super jest!

    OdpowiedzUsuń
  2. Rewelacyjny, klimatyczny i doskonały:)

    OdpowiedzUsuń
  3. świetny albumik!!!! Kolorystyka idealnie dobrana do tematu, który przedstawiłaś :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Wspaniały album, uwielbiam twój styl:) Zaintrygowałaś mnie tą tarniną..;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Piekny, kolory w albumie tak pieknie wspolgraja z kolorem zdjec, zdjecia swietne, i wspaniale detale.

    OdpowiedzUsuń
  6. cudny!!...i ślinka na soczek mi leci:))

    OdpowiedzUsuń
  7. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń