poniedziałek, 18 grudnia 2017

Zabytek. I inne ekscesy.

Jesiennie.
Kolory i zdjęcia.
Zaległości cd.

Kilka tygodni temu wpadło mi w ręce (dzięki, Patka!) pół kilograma zabytku. Włóczka prawdziwie koneserska. Dziedzictwo materialne głębokiego PRL-u. Szorstka, gryząca wełna w kolorze naturalno-niewyględnym, z dodatkiem 20% sztuczności, którą udało się zidentyfikować jako rodzaj poliamidu. Z wyrafinowaną etykietą, której fotkę zamieszam poniżej :)

Z trudem powstrzymałam się, by koneserskiej włóczki nie potraktować kolekcjonersko - w końcu nie co dzień trafia się taka zdobycz. Ale przeważyły zalety utylitarne.
Tak. Same zalety.
Nie dość, że odporna na pranie i męskie użytkowanie, to jeszcze łatwa do farbowania. A że w planach miałam męską kamizelkę, na którą usilnie poszukiwałam 'niemerynosa'*, to spadła mi jak z nieba.

Zdjęć "przed" nie mam - tak wygląda już ufarbowana; na rdzę, albo jak kto woli - na przepalony klinkier:




I wspomniana wyżej klimatyczna etykieta.
Zdjęcie robione telefonem w bardzo ciemny dzień wpisuje się w efekt 'vintage' ;-)



A poza tym dokonałam niemożliwego ;-)
Znajoma dziewiarka poprosiła mnie o ufarbowanie kaszmiru, na bardzo ściśle określony kolor.
Już sama nazwa surowca powoduje, że ręce się trzęsą, ale nic to - właścicielka niteczki wsparła swoją prośbę argumentem, że nie ma nic do stracenia, bo koloru wyjściowego (skądinąd pięknej szarości) i tak nosić nie będzie.
No i najlepiej żeby jednolicie było.

Najpierw uprzedziłam, że w domowych warunkach nie ma szans na uzyskanie farbowania 'solid' (gładki, jednolity kolor) i że różnice w odcieniu będą i to dość znaczne. Po czym... postawiłam sobie za punkt honoru uzyskanie takiego efektu. Farbowanie zajęło mi co prawda cały dzień, etapami, ale - co wyszło, możecie ocenić na fotkach.




Kolor wzorcowy w lewym górnym rogu.
Zdjęcia nie oddają w pełni rzeczywistego odcienia, ale na fanaberie jesienno-zimowego słońca nie jestem w stanie wiele poradzić, a programy do obróbki zdjęć też nie są doskonałe.

Wystarczy na dzisiaj.
Pozdrawiam Was serdecznie :)
A następne ufarbki się suszą.

*) A o co chodzi z tym 'niemerynosem', napiszę kiedy indziej - pewnie przy okazji jakichś szorstkich, gryzących skarpet. Takich z prawdziwego zdarzenia, które grzeją, a nie oblepiają stopę mokrą szmatą ;-)

wtorek, 12 grudnia 2017

Zaległości. Od końca.


Zeszło mi trochę. 
Trochę ;-) 
Ale to nie znaczy, że nic nie robiłam.
Jakoś przez ostatnich kilka miesięcy nie miałam fazy na siedzenie nad zdjęciami, bardziej po drodze mi było z działaniami w realnym świecie, niż w wirtualnym. Powstało przez ten czas trochę udziergów, uprzędów i ufarbków. 

Udziergów na razie nie mogę pokazać, bo - uwaga, uwaga! - zadebiutowałam jako testerka wzorów, a wzory, jak to wzory, muszą swoje odczekać, zanim autorka rzuci hasło: publikujemy!

Ale żeby nie było - coś tam własnego też udziergałam. Zaczynam więc od końca. 
Udzierg z własnego ufarbku i uprzędu. Taki nieduży udzierg.

Bo co można zrobić z 90 metrów?
O tej porze roku? ;-)
Czapkę :)






Leżała w szafce taka samotna, zapomniana owieczka z Falklandów, ok. 20 mic., kupiona jeszcze rok temu. Taka biała wata.
No przecież nie mogla zostać taka samotna i zapomniana. I biała ;-)
To ufarbowałam.
50 g - czyli ilość "na nic". Czyli na czapkę :)


Poniżej etapy pośrednie (zdjęcia zupełnie robocze, na szybko, z telefonu):



Zdjęć singla nie ma, pogoda i moja niecierpliwość nie pozwoliły.
Zima idzie, a ja w kaszkieciku ;-)
Potroiłam metodą navajo - wyszedł mikromoteczek - miękki, puszysty grubas, 90 m:


I na koniec jeszcze jeden mikromoteczek - wygrzebane z szuflady 47 g gotlanda. Z niewielkim dodatkiem kolorowych plamek z jedwabiu tussah. Chyba nie zostanę wielbicielką tej owieczki.
Taki se mało wydajny sznurek, było zostawić na brodę dla dziada w jasełkach ;-)



W sesji udział wzięły ponadto:
bransoletka z koralików autorstwa Basi, naszej krakowskiej dziewiarki, uzdolnionej nie tylko dziewiarsko,
miniaturka wody toaletowej Timbuktu, L'Artisan Parfumeur
i sznurek kryształów górskich, który ma kiedyś doczekać się przetworzenia w jakąś inną postać.

Dobrnęliście do końca? To wielcy jesteście.
Ja też, z tego samego powodu ;-)

Pozdrawiam :)